Strach

Dziś dopadł mnie lęk przed jutrzejszą radioterapią P. Naprawdę poczułam, że się boję… Jadąc metrem do pracy, zastanawiałam się gdzie się podziała moja odwaga, wiara, że wszystko będzie dobrze. Pomyślałam, że nie będzie i koniec. Przyznam, że cały dzień męczyły mnie takie myśli i pierwszy raz od dłuższego czasu nawet nie próbowałam z nimi walczyć.

indeks

Po pracy pojechaliśmy z P. na zakupy (ostatni raz razem, przynajmniej do momentu, aż poczuje się lepiej). Kupowaliśmy jogurty, owoce, warzywa, wszystko co da się zmielić z blenderze (podczas radioterapii można jeść tylko rozdrobnione, delikatne posiłki). Zrozumiałam, że tego najbardziej się bałam. Uświadomiłam sobie, że cały dzień wiedziałam, że te zakupy muszą kiedyś nastąpić, że P. będzie się męczył jedząc zmielone, niesmaczne, niedoprawione jedzenie, i że to może sprawić, że się podda.. W trakcie zakupów P. zadzwonił do onkologa, żeby dopytać o szczegóły diety i to był moment, w którym mnie olśniło. Powiedziałam „zapytaj czy dziś możesz zjeść pizze i pić colę„. Lekarz powiedział, że tak, jak najbardziej. P. uśmiechnął się, a ja zrozumiałam, że nie ma co się dołować, czekać na najgorsze i na tym skupiać myśli. Warto żyć chwilą, przecież życie mamy tylko jedno! Dziś jemy wyjątkowo, fastfoodowo 🙂 , dwa miesiące się pomęczymy (w sumie fajnie, dieta mi się przyda, bo będę musiała zrezygnować z siłowni na ten czas 😉 ), a później znowu całe życie jedzenia pizzy, picia coli, kfc i innych śmieciowych pyszności.

Kiedy dopada nas lęk przed tym co złe, to skupmy się nad tym co nam sprawia radość. Nie marnujmy czasu na zamartwianiu się, przeczekiwaniu złego w smutku i lęku, odliczaniu na dobre, które nie wiadomo kiedy nastanie. Szukajmy rozwiązań, które chociaż trochę nas uszczęśliwią, wzmocnią w dalszej walce!

P.S. Znowu wygrałam słaby nowotworze, a to dopiero początek! 🙂

Jak sprawić, żeby żyło nam się łatwiej z rakiem?

Ja jestem w roli osoby, która zmaga się z chorobą męża. To P. jest chory, ale nie jest w tym sam! Podjęłam walkę wspólnie z nim i jestem przekonana, że razem będzie nam łatwiej. Wiem też, że naszą siłą są bliscy, i że mamy najlepszych przyjaciół na świecie! 😉

12

Jak sprawić, żeby żyło nam się łatwiej z rakiem? Receptą sa najbliżsi.

Tata mojej przyjaciółki zmagał się z tą chorobą. Byłyśmy młode, ale mimo tego, wtedy nie było w nas tyle odwagi. Zastanawiałam się, jak mogę jej pomóc, jak sprawić, żeby się tak nie bała. Kiedy płakała, zastanawiałam się, czemu jestem bezsilna. Na pewno są jakieś rozwiązania… Zapytałam ją, co w tej chwili sprawia jej największy ból. Co ją smuci. Odpowiedziała, że świadomość, że Tata słyszy jak ona płacze sama w pokoju. Przykro jej, że często widzi Tatę samotnego w ciemnym pomieszczeniu, który próbuje zasnąć, ale ona wie, że on myśli i wtedy najbardziej boi się podejść. Nie wie co mogłaby mu powiedzieć, co zrobić, jak zobaczy, ze Tata płacze lub jest obolały. Martwiła się, że nie będzie mogła znieść tego widoku.

images

Pomyślałam wtedy, że trzeba odwrócić tę sytuację. Przede wszystkim wieczorem zapalić światła w domu, ugotować coś wyjątkowego z Mamą, zaprosić Tatę i brata do kuchni. Zasiadać razem do kolacji, a jeżeli się uda to do obiadu także. Wyjść na spacer, jeżeli Tata będzie w lepszej kondycji. Sprawić, żeby dom tętnił życiem, nie był oazą smutku i wyczekiwania na kolejne wyniki leczenia.

Dodatkowo, pomyślałyśmy, żeby rozmawiać z Tatą o chorobie, zapytać jak się czuje, nie bać się tego! Powiedzieć, że moja przyjaciółka się martwi, przykro jej, że jej Tata czuje się gorzej, ale że jest dobrej myśli. Jeżeli nawet zacznie płakać, to nie uciekać, nie chować się w pokoju, ale przytulić mocno Tatę i popłakać razem.

Wszystko to zadziałało na tyle, że moja przyjaciółka uwierzyła, że bedzie lepiej. Jej Tata chętnie uczestniczył we wszystkim, co dla niego zorganizowała. Oczywiście zdarzały się dni, w których z powodu bólu nie wyszedł do wszystkich od razu, ale słyszał zza drzwi radość rodziny, czuł unoszące się zapachy wypieków lub przygotowywanej kolacji. Widział światło z przedpokoju i słyszał rozmawiającą ze sobą (niepochowaną po pokojach) rodzinę. Jestem przekonana, że to go wzmacniało.

W tej chorobie najważniejsi są bliscy, rodzina, przyjaciele. Razem mogą bardzo wiele!

W przypadku mojego męża, wszyscy udowadniają, że są z nami. Nikt z nich nie boi się rozmawiać o tym z P. Dzwonić i zapytać jak się czuje, jak wyniki, kiedy radioterapia. Gdy ja jestem w pracy wpadają do nas albo wyciągają P. do parku, na górkę fotografować samoloty (to ich pasja), do pubu, zapraszają nas do siebie. Odwołują imprezy, na których nie możemy być i organizują tydzień później, żebyśmy mogli spotkać się wszyscy. Cudowny był moment, w którym nasi przyjaciele postanowili, że jeżeli P. będzie łysy (używamy tego sformułowania bez strachu) oni tez się ogolą, i że w sumie mu zazdroszczą, bo mam mu zamiar kupić czapkę PROSTO. Potrafią się z tego śmiać, a kiedy są nowe wyniki, które nas niepokoją, martwią się razem z nami, tylko tym, że trochę się to przedłuży i niedługo wszystko wróci do normy.

cce631030019a5694ffeab9a

Wiem, że to wszytko może wydawać się oczywiste, ale osoby, których bliscy są/byli chorzy wiedzą, że strach i smutek zamyka oczy zamiast je otworzyć. Ma się wrażenie, że lepiej nie rozmawiać o tej chorobie, udawać, że jej nie ma, przeczekać ten moment w lęku. Myślą, że to jest odważne, że to pomaga chorej osobie, ponieważ jej nie obciążają swoimi niepokojami. Takie zachowanie to nie odwaga, nie jest to też na pewno tchórzostwo. Natomiast tak właśnie działa rak! Żeby z nim wygrać nie można się poddać jego regułom, ale ustalić własne!

Czym jest dla mnie rak

Jechałam autobusem na Mordor i zastanawiałam się dlaczego to wszystko się wydarzyło. Jak dużo jeszcze mogę przetrwać. Dlaczego ja? Dlaczego on?

Zastanawiałam się czemu to wróciło, przecież miało być już super. Myślałam czy komuś jest mnie szkoda, czy ktoś o nas myśli… I pomyślałam- Dziewczyno, nie jesteś jedyna. Ogarnij się! Zrób coś nowego, coś co Ci pomoże! Rak widzi Twoje zwątpienie i bardzo to wykorzystuje, a ja się nie dam!!! My się nie damy!!

I po to stworzyłam to miejsce. Chcę Was przekonać, że rak to początek! Naprawdę! Wszystkiego się niedługo dowiecie.

ok

Zacznę od początku.

2 lata przed ślubem, czyli 5 lat temu, pierwszy raz dowiedziałam się, ze mój (wtedy) chłopak ma nowotwór tkanki skórnej. Sam wyczuł guz w okolicach ud, oczywiście o niczym mi nie powiedział. Przez miesiąc czekał na wynik i kiedy był pewny, dopiero dowiedziałam się, dlaczego w ostatnim czasie był taki nieobecny, zamyślony. Wow, nie zdradzał mnie jednak! – tak sobie pomyślałam. Wiem, słaby żart, ale wtedy tylko takie mi przychodziły do głowy.

W pierwszej chwili nie zdawałam sobie sprawy o co chodzi. Co się może wydarzyć. Bałam się, ale nie wiedziałam czego. Tak naprawdę byłam przekonana, że P. jest za młody, więc na pewno okaże się, że to jakaś „pierdółka” i wszystko wróci do normy. Tak było przez 3 pierwsze dni. Później dotarło do mnie, że może nie być tak fajnie. Nie- nie czytałam informacji w Internecie o tej chorobie, Wy też tego nie róbcie! Po prostu poskładałam fakty, dotarło do mnie, że coś się dzieje złego, i że ja nie mogę nic zrobić.

No i się zaczęło. Płakałam po nocach. Budziłam się nad ranem, wychodziłam na balkon, do łazienki lub kuchni i płakałam. Czasem piłam wino (jeżeli zostało mi jeszcze w lodówce), paliłam papierosa zestresowana, czy P. nic nie wyczuł. Martwiłam się, że mnie usłyszy… I ularge.jpgsłyszał, to był dzień, w którym przestałam się ukrywać, ale to opowiem innym razem.

Wtedy kończyłam drugi kierunek studiów, miałam życie przed sobą, pieniądze, piękne mieszkanie, wizję tego jak podbić Warszawę, a nagle okazało się, że to nie to jest ważne.. I to mnie tak bardzo zaskoczyło! Czułam, że traciłam kontrolę nad swoim życiem. Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że nie będzie zawsze tak jak ja chcę…

Któregoś dnia mnie olśniło, pomyślałam – o nie nie maleńka, otrzyj łzy i się ogarnij, bo nikt się nie będzie rozczulał! „Piękne” życie czy pieniądze nie pomogą. Jak rak będzie chciał wygrać to będzie miał gdzieś te wartości. Więc podjęłam tę nierówną walkę. Teraz trochę to wygląda jak w grze komputerowej, ale tutaj mamy zdecydowanie więcej żyć niż tylko 3.

Minęło 5 lat, teraz P. czeka radioterapia, bo choroba znowu wróciła. To nic, przez ten czas wiele się wydarzyło, więc i teraz damy rade! Już nie zamykam się w łazience po takiej informacji, ale wino nadal chętnie piję ;), papierosy „oczywiście” to przeszłość… 😉 Wszystko Wam opowiem, ale to po kolei.